Masz może takie marzenie, które nosisz w sobie od dawna i już wielokrotnie był ten moment, gdy należało z niego zrezygnować i pogrzebać je w niepamięci, lecz mimo to trwało? Takie niespełnione, a jednak tlące się nadzieją, że może kiedyś…
Nie pamiętam, kiedy zapragnęłam stworzyć swoje miejsce w sieci. To musiał być koniec ubiegłego wieku, bo wtedy założyłam pierwszego bloga. Były tam posty o tym, jak wyglądały moje dni i o czym myślałam, siedząc wieczorami przy klawiaturze. Były też urywki mojego pisania, w tym comiesięczne bajki, które pokochałam tworzyć i jak się pewnego dnia dowiedziałam, trafiały do zupełnie nieznanych mi dzieci jako opowieści na dobranoc. To było takie miłe i wywoływało bezwiedny uśmiech na mojej twarzy…
Później napisałam swoją pierwszą stronę w html. Tworzyłam ją w notatniku i choć miała w kodzie mnóstwo śmieci (czasem kopiowałam rzeczy, nie do końca wiedząc, za co odpowiadają), to byłam z siebie tak cholernie dumna!
To było dawno temu. I trochę za tym tęsknię.
Potem doszłam do wniosku, że skoro chcę mieć stronę, to może dobrze byłoby, gdyby stworzyli mi ją profesjonaliści. Historia o tym jest zupełnie inną opowieścią i może kiedyś będzie czas i na nią. Skończyła się… brakiem strony. A dodatkowo sporym zniechęceniem i przybiciem.
Jednak marzenie nadal nie umarło, choć robiłam prawdopodobnie wszystko, by je pogrzebać.
Kolejne podejście to był znowu blog na bloggerze. Nie wiem czemu, ale nie odczułam tej chemii z serwisem co z używanym lata wcześniej blog.pl. Nagle uznałam, że warto przerzucić się na wordpressa. Z ogromną pomocą dobrej duszy mój blog zaliczył przeprowadzkę. Myślałam, że teraz już będzie wszystko ok, jednak zaczęły się inne problemy. Domena, kwestie serwera…
Przysięgam, gdybym wiedziała, ile czeka mnie perypetii, to na etapie pierwszego bloga wybiłabym sobie to marzenie z głowy. Choć prawdę mówiąc, nie mam pewności, czy to by się udało. Bo są takie marzenia, które nie dają się zabić. Za każdym razem wracają odrodzone, jak feniks z popiołów.
Może masz również podobne marzenie. Może nawet kilka, to też jest dla mnie zrozumiałe. Postanawiasz je spełnić, a świat rzuca Ci kłody pod nogi. Uwierz mi, tak się dzieje i dziać będzie. Ale w ostatecznym rozrachunku to wszystko nie będzie się liczyć. Nie będziesz myśleć o tym, ile razy Twoje marzenie odradzało się niczym feniks z popiołów. Ważne będzie, czy się poddajesz, czy walczysz dalej, aż do zwycięstwa.
Nad moją stroną internetową będę jeszcze pracować. Będę ją uzupełniać, przeglądać, modyfikować. Za mną mnóstwo walki i dziś już mogę się uśmiechać, bo nawet jeśli znów wpadnę na jakąś kłodę, to ona mnie nie powstrzyma.
Kolejnym wielkim marzeniem jest wydanie własnej książki. To też wraca do mnie niczym feniks. I teraz już wiem, że dam radę, nawet jeśli będzie to trudna i wyczerpująca droga. Mam w sobie tę samą pewność, którą chciałabym podarować Tobie.
Zatem życzę Ci wiary we własne, skrywające w środku płomień pasji marzenia. Niech dodają Ci sił w walce o siebie ^^
Do przeczytania!